
Samo Control zachwyca swoją lokacją. The Oldest House jest dziwny, miejscami niepokojący, ale przede wszystkim ciekawy. Skrywa w sobie zaskakująco wiele różnorodnych lokacji, z których każda ma unikalny styl wizualny. To bohater sam w sobie, szczególnie gdy łamie prawa fizyki.

Budynek jest też po prostu piękny. W brutalistycznych, surowych i monumentalnych wnętrzach przebijają się głównie lakierowane drewniane panele i biurka czy czerwona wykładzina. Mimo ograniczonej palety materiałów i kształtów, niemal każdy pokój mógłby być instalacją muzealną.
Ten styl idealnie pasuje do biura zjawisk paranormalnych. Control, wzorem X-Files, balansuje na granicy absurdu i horroru, bawiąc się swoją dziwnością. Badanie niebezpiecznych lodówek czy telewizorów oraz obserwowanie jak biuro próbuje poznać niepoznawalne,to radość sama w sobie.
O ile poznawanie lore FBC jest fenomenalne, tak ludzka część historii wypada nieco płasko. Jesse jest świetną bohaterką,ale jej przemianę przedstawiono w sposób mało wiarygodny i nie pozwalający na żadne emocje. Wszystkie elementy dobrej historii już tutaj są, ale brakuje szlifu.
Emocje powoduje za to walka. Jesse jest zmuszana do ciągłych zmian pozycji i do atakowania przeciwników, jako że ci, wzorem DOOM, zostawiają drobiny zdrowia. Używanie jej mocy jest łatwe i satysfakcjonujące, a limity energii i amunicji zmuszają do ciągłego żonglowania orężem.
W trakcie starć biurka, krzesła i fotokopiarki roztrzaskują się w feeriach papieru, drewnianych odłamków oraz efektów cząsteczkowych. Tworzy to niesamowity chaos, który ogląda się z podziwem. Jeśli surowe betonowe wnętrza to płótno, zniszczenia podczas walki stanowią farbę.
Starcia satysfakcjonują, lokacje zachwycają surowym pięknem, a cała gra ocieka stylem, ale najgorzej wypadają powtarzalne misje poboczne - polegają głównie na bieganiu i czyszczeniu pomieszczeń. W grze bazującej na nieznanym i dziwnym, to rozczarowuje.