

Fabuła odgrywa tu dużą rolę i czerpie garściami z tropów sci-fi o sztucznej inteligencji czy walkach między rodami. Początkowo jest bardzo interesująca i buduje olbrzymi i złożony świat, ale pod koniec okazuje się, że jest on dużo bardziej skondensowany niż bym sobie tego życzył.
Świetnie działa atmosfera. Przez większość rozgrywki widzi się mostek kapitański, który rozświetlany jest barwą pobliskich gwiazd. Pixelartowe tekstury i sprawna gra światłem faktycznie pozwalają się poczuć jak kapitan gwiezdnej floty przemierzający ruiny swojego imperium.
Podobnie jak w FTL, tutaj też skacze się od punktu do punktu mając na uwadze ciągle stąpające po piętach niebezpieczeństwo. Niestety, zarówno walka między statkami jak i dodatkowe wydarzenia nie tworzą takiego zagrożenia, by budować odpowiednie dla rogalika napięcie i obawy.
Szkoda,że poboczne mechaniki nie są bardziej angażujące. Zrozumiałe jest, że badanie różnorakich sygnałów sprowadza się głównie do podejmowania decyzji, ale ekspedycje na planety mogłyby wymagać więcej od grającego niż tylko wybór oficera. Tym bardziej, że często się powtarzają.
Walczy się przede wszystkim za pomocą floty statków, gdzie główne działa jedynie wspomagają trud. Typy statków opierają się na zasadach papier, kamień, nożyce, co, wraz z różnorodnymi i zmieniającymi trajektorię starć przeszkodami na mapie, tworzy angażujące, choć proste,starcia.