
Mimo że tematycznie wiele poziomów Dark Souls III to powtórka wcześniejszych gier studia, tak ich projekt wielokrotnie mnie zachwycał, zarówno pod względem samej budowy jak i strony artystycznej. Niemniej szkoda, że kolejny raz zrezygnowano z połączonego świata widzianego w DS1.

Wielu przeciwników ma bardzo różnorodny i złożony zestaw ruchów, w tym parę brudnych zagrań, jak uderzenia z barku, co dodaje im mnóstwo osobowości. Uwielbiam chaotyczne, przypominające agresywnie trzepoczące skrzydłami wrony, ataki Corviana czy podpalających się akolitów.
Zaskakuje mnie jak wiele niezwykle złożonych i kreatywnych walk z bossami udało się stworzyć autorom. Starcia są piekielnie widowiskową ucztą dla oczu, wymagającą nauki i skupienia ze względu na ataki o zróżnicowanej liczbie anticipation frames oraz długie i rozbudowane comba.
Liczba Estusów, wzorem DS1, powinna być przypisana do pojedynczego ogniska, a nie ich sieci, co pozwoliłoby na stopniowanie sobie poziomu trudności. Tu butelek jest zbyt wiele, a i można je zdobywać w czasie walki, co mocno obniża wyzwanie, na czym najbardziej cierpią bossowie.
To boli tym bardziej, że nie dodano zwiększającego poziom trudności lokacji Żaru Ascezy z DSII. Wraz ze szczodrze rozmieszczonymi ogniskami sprawiło to, że ignorowałem statystyki i całkowicie zatraciłem się w Fashion Souls. Jeżeli mam ginąć, przynajmniej będę robił to ze stylem.
DLC stanowią fantastyczne pożegnanie z serią i mam nadzieję, że nieodwołalne. Cała trylogia jest mi niezwykle bliska, ale wyraźnie czuć już zmęczenie materiału, nawet mimo ogromnej kreatywności From Software. To studio najlepiej sobie radzi, gdy nie jest związane klątwą sequeli.
W czasie swojej przygody zrobiłem kilkaset zrzutów ekranu, a najlepsze skompilowałem w tym albumie. Wielka szkoda, że DS III nie ma wbudowanego trybu fotograficznego - gra wygląda obłędnie i zasługuje na to, by móc znacznie lepiej uchwycić jej piękno.







