

Jest to dosyć przeciętna gra i słabe widowisko jak na spectacle fightera. Z jakiegoś powodu przełożono nacisk z broni białej na palną - można ją zmieniać w locie i dostosowywać strategię do przeciwnika, a Dante jest też bardziej akrobatyczny. Niektórzy bossowie nawet wymagają użycia ołowiu. Niemniej, trudno się pozbyć przy tym wrażenia, że niezbędne minimum złożonych ataków zdecydowano się podzielić na trzech bohaterów (są dwie kampanie), przez co każdy ma raptem garść combosów. Wraz z faktem, że gra jest piekielnie łatwa, nawet na hardzie, a przeciwnicy często dosłownie czekają na śmierć, trudno jakkolwiek tworzyć swoją walką widowisko, nawet mimo otrzymywania samych S. Brakuje jakiegokolwiek testu umiejętności czy możliwości ekspresji i kreatywnej zabawy. Nie pomaga też fakt, że lokacje są ogromne i puste.
Projekt wielu przeciwników jest okropny, jak choćby bezczynny zainfekowany czołg, ostatni boss albo siedzący na barze w czasie swojego bossfightu Arius. Pozytywnie na tym tle wybijają się głównie Trismagia oraz Nefasturris, będący faktycznie interesującymi gameplayowo i wizualnie starciami. Szkoda również, że Dante nie ma zupełnie powodu być w tej historii oraz że stracił jakąkolwiek charyzmę. Zabrano mu nawet taunta, a zamiast tego zachowuje się jak nudny emo nastolatek.
Zdecydowanie jest w tej grze potencjał, ale wszędzie widać problematyczny development i cięcie kosztów oraz czasu. To jest w dużej mierze niedokończona gra, pozszywana z ledwie pasujących do siebie elementów. Kompletnie absurdalne było nagłe pojawienie się dwóch bossów z pierwszej części, ale też wyraźnie wskazuje na to, że się spieszyli.