
Podtytuł Dante's Awakening nie odnosi się jedynie do historii, ale jest też przebudzeniem całej marki. Zasiane przez pierwszą odsłonę ziarno w końcu wydało dorodne owoce, nawet mimo wcześniejszej suszy w postaci DMC2.

Od pierwszej absurdalnej i bardzo efekciarskiej cutsceny gra daje znać, że pyszałkowaty i pełen charakteru Dante nie tylko powrócił, ale jest jeszcze bardziej pyskaty niż do tej pory. Stylish rank został gruntownie zmieniony i wymaga ciągłego żonglowania combosami, aby zasłużyć na upragnione SSStylish!!! W utrzymaniu wysokiego wyniku pomoże nie tylko powrót kpin z wrogów (taunt), ale też możliwość limitowanego wykorzystania otoczenia, np. różnorakich słupów, czy nawet jeżdżenie na powalonych wrogach niczym deskorolce! Dodatkowo całość walki można podkręcić jeszcze bardziej za sprawą trybu Turbo, zwiększającego prędkość gry o 20%. Biorąc to pod uwagę, dodanie broni w formie gitary elektrycznej kontrolującej kolonię nietoperzy wygląda jak formalność. Dante znów jest cool, a walka znów jest niesamowicie stylowa - SSS!
Jest też ogromnie głęboka. Nowy system nie tylko pozwala na płynną zmianę broni w trakcie ataków, co jest konieczne do udanego łączenia combosów, ale też oferuje łącznie aż 6 różnych stylów walki (4 rozbudowane + 2 bonusowe). Te wpływają na dostępne ruchy oraz specjalne akcje, wymagając tym samym odmiennego podejścia. Trickster stawia na mobilność i uniki, Gunslinger na stylową walkę bronią palną, a Royalguard pozwala parować ataki i wykorzystywać gromadzoną w ten sposób energię do mocnych kontr. O ile nie każdy z nich jest aż tak interesujący mechanicznie (Gunslinger), tak zapewniają ogrom możliwości taktycznych. Część z nich sprawdza się dużo lepiej w walce z konkretnymi bossami, dlatego warto eksperymentować, zwłaszcza że jest z czym. Przechodzenie z bazowych ataków do żonglowania demonami w powietrzu i łączenia combosów różnych broni, przy strategicznym wykorzystaniu formy Devil Trigger i spajaniu wszystkiego dynamicznymi tauntami, to czysta poezja zniszczenia. Czysta i cholernie efektowna.
Oraz całkiem wymagająca. Jedynka dawała sensowne wyzwanie, dwójka była banalna nawet na wyższych poziomach trudności, dlatego tym razem faktycznie wymaga się skupienia i niejednokrotnego powtarzania walk. Balansuje się to przez znacznie lepsze wprowadzenie - nie tylko zaimplementowano szereg prostych tekstowych tutoriali, ale też bardzo naturalnie wpleciono naukę combosów w wyzwania Divinity Statue czy Secret Missions.
Prosta w konstrukcji rywalizacja Dantego z Virgilem sprawdza się wyśmienicie jako baza fabularna i jest o niebo lepiej przedstawiona niż w poprzedniczkach, zupełnie omijając nietrafiony melodramat. Cieszy też możliwość grania Virgilem, choć brak mu swojej kampanii - mimo że nie jest tak złożony jak Dante i ma tylko jeden styl, znacznie sprawniej wplata ataki dystansowe do walki oraz żongluje aż trzema brońmi, przez co walka nim jest widowiskowa i satysfakcjonująca.
Cała seria ma bardzo ciekawą trajektorię. Od nieudanych planów stworzenia Resident Evil 4, które zaowocowały nowym gatunkiem, przez kompletną porażkę artystyczną drugiej odsłony, aż po powrót w chwale i odkupienie. I ta chwała wciąż nie zgasła - zdecydowanie wciąż warto się zapoznać z Devil May Cry 3.