11 października 2020
Firewatch (PC)

Przede wszystkim podobało mi się zaskakująco dojrzałe przedstawienie Henrego i Delilahi. Oboje są straszliwie sympatycznymi postaciami i ich ciągłe przekomarzanie się oraz całkiem niezłe żarty śledzi się z przyjemnością. Mają też szereg poważnych problemów, z których nadużywanie alkoholu wydaję się być najmniejszym. Osią gry jest ich relacja i eksplorowanie powodów, dla których zdecydowali się spędzić całe lato w odosobnieniu, wykonując jedną z najnudniejszych prac - wypatrywanie pożarów w wieży pożarowej gdzieś w Shoshone National Forest. Oboje są w pełni ukształtowanymi bohaterami, dlatego drzewko dialogowe i podejmowane decyzje służą bardziej nadaniu własnego kontekstu ich charakterowi, a nie znaczącym zmianom w przebiegu historii. W większości przypadków wykonuje się to poprzez opcje podczas rozmów, ale produkcja też bardzo sprytnie daje naturalne i niekomunikowane wprost wybory, podobnie do początku Bioshock Infinite i tamtejszej możliwości obrabowania sklepu. Jednocześnie autorzy wplatają w całość pełną napięcia intrygę i coraz bardziej nasilającą się paranoję, nie do końca przy tym wiedząc na czym chcą się skupić. Te dwa wątki służą sobie nawzajem, ale brak zdecydowania od strony scenariusza może objawiać się niesatysfakcjonującym zakończeniem.

Rozmowy pozostają podstawą rozgrywki, ale praca w lesie wymaga też dobrej orientacji w terenie. Poruszanie się w Firewatchu jest zaskakująco angażującą mechaniką, gdzie samemu musiałem odnaleźć drogę do celu. Pomaga w tym dostępna i ugruntowana w świecie gry mapa, która działa niemal jak jej realny odpowiednik, a nie czarodziejska wersja GPS-u. Wraz z kilkoma różnymi ścieżkami oraz całkiem gęstym zalesieniem sprawia to, że nawigowanie po świecie gry wymaga uwagi. Jednakże nawet zgubienie się nie jest wielkim problemem, jako że pozwala poświecić się docenianiu natury. Całość jest pełna mocnych, pastelowych kolorów i wyraźnie wyciętych kolejnych warstw tła, co ma przypominać materiały reklamowe Służby Parków Narodowych z czasów programu Nowego Ładu. Sprawdza się to wyśmienicie i przyroda w Firewatchu to prawdziwy kalejdoskop kolorów, z którego ciężko oderwać wzrok.

Polecam się zapoznać. Mimo kilku problemów, jest to całkiem złożony mechanicznie walking simulator z dojrzałą historią, którą opowiada za pomocą szeregu różnych technik wypracowanych w ciągu ostatnich lat (obok wspomnianego Bioshock Infinite, czerpie dużo choćby z Gone Home). Jest fantastycznie zagrany przez wyśmienitych aktorów, a przy tym wygląda obłędnie.

***