5 kwietnia 2020
Heavenly Sword (PS3)

Od początku widać, że to gra Ninja Theory. Historia, mimo że prosta, jest bardzo sprawnie napisana i przedstawiona, zarówno narracyjnie jak i pod względem dialogów. To zasługa scenarzystów, ale i technologii - motion capture od studia Weta wyszedł świetnie i trzyma się nawet dziś. Do tego aktorzy grali mocno teatralnie, więc postaci mają pełno mimiki i charyzmy, przez co cudownie się ich ogląda na ekranie. Zdecydowanie najlepiej wypadają Król Bohan (Andy Serkis) i Flying Fox.

Starano się, aby walka była bardzo przystępna, co po części wyszło. Combosy są łatwe, ale system trzech póz (szybka, normalna i ciężka) wciąż daje przyzwoitą wariację taktyk. Dziwi natomiast brak lockonu - o ile w wielu przypadkach nie jest potrzebny, bo, jak w GoW, walczy się z wieloma przeciwnikami jednocześnie, tak w pojedynkach potrafi już sprawić problem. Błędem było zrezygnowanie z przycisku do bloku - istnieje autoblok, gdy gracz nic nie robi, a i promowane są kontry oraz uniki, ale czułem się sztucznie ograniczany.

Gra nawet dziś potrafi zrobić wrażenie stroną artystyczną. Inspirowana wschodnią kulturą, nadal wygląda dobrze, a i pełno tu fragmentów mających pokazać potęgę technologii. Setki przeciwników na ekranie (ONE. MILLION. TROOPS.) czy ujęcia imponującej skali lokacji są częste. Starcia wyglądają bardzo efektowne, jako że mocno czerpią z kina Wushu i ichniejszego ignorowania praw fizyki. Niestety, mimo że pod względem technicznym mogła robić wrażenie, tak nie ujarzmiono jeszcze wtedy mocy PS3. Framerate przez większość rozgrywki nie jest najwyższy, co czasem może mocno przeszkadzać.

Grając, od razu wyłączcie wszystkie opcje ruchowe. Sixaxis jest tragiczny i nie nadaje się ani do recovery w walce ani tym bardziej do sterowania pociskami. Wielka szkoda, że to defaultowa opcja. Sony wtedy mocno pchało ten bezużyteczny gimmick. Swoją droga, tytuł też jest przypomnieniem czasów, gdy gry na PS3 nie miały trofek. Te zostały wprowadzone dużo później.

***