
Minimalizm Jusant jest bardzo pociągający. Nic tylko niema bohaterka, potężna góra do wspięcia się i tajemnica jej brakujących mieszkańców. Należy chwytać się niewerbalnych wskazówek oraz kamieni i lin, by wejść na szczyt i zrozumieć historię tego miejsca.

W naturalistycznym wspinaniu kontroluje się obie ręce niezależnie. Gdy bohaterka chwyta się skały, ja przytrzymuje spust i wychylam gałkę. Nadaje to rozgrywce pewnej rytmiczności i pozwala lepiej wczuć się w postać, kiedy i ja muszę przytrzymać przycisk gdy ona trzyma się ściany.
Cały czas ma przywiązaną do karabińczyka linę, wykluczając tym samym śmierć, a po drodze może wbijać w ściany kolejne haki. Są checkpointem oraz pomagają przy huśtaniu na linie. Trasa wspinaczkowa często jest małą zagadką, ale gra jest na tyle łatwa, że grałem niemal bez haków.
Kolejne rozdziały wprowadzają urozmaicenia, jak rosnące rośliny, które tworzą nowe miejsca wspinaczkowe czy porywisty wiatr utrudniający skoki. Gra potrafi je zgrabnie łączyć w wielką ścianę wyzwań, której szczyt jest niewidoczny, a droga wymaga chwili zastanowienia się.
Bardzo istotna jest też eksploracja. Można przeć w górę i kompletnie pominąć całą historię tego miejsca i jego mieszkańców. Jusant nigdy nie mówi tego wprost, ale notatki, dźwiękowe wspomnienia czy w końcu same lokacje dają mnóstwo wskazówek.