3 października 2019
Max Payne 3 (X360)

Rockstar wziął sobie do serca podtytuł poprzedniej części, The Fall of Max Payne, i pokazał Maksa na dnie. Nie jest detektywem, a ochroniarzem bogatej rodziny. W jego alkoholizmie nie ma ani krzty klasy i stylu, znanego z kliszowych opowieści noir, na których bazuje całe jego życie. Max nie siedzi w garniturze przy zanurzonym w dymie papierosowym barze, a zatacza się w swoim obskurnym mieszkaniu. Jest kompletnie zniszczony, a obserwowanie jego samodestrukcyjnego zachowania zwyczajnie smutne. Gra inkorporuje jego stan fizyczny i psychiczny w historię - były detektyw jest cały czas pod wpływem alkoholu i leków, co reprezentuje szereg efektów graficznych, jak aberracja chromatyczna i inne zniekształcenia obrazu. Ma też poważne problemy z pamięcią oraz z łączeniem wątków. W dużej mierze stał się parodią samego siebie i na tym głównie skupia się fabuła, poniekąd dublując wątki z dwójki.

James McCaffrey użyczył Maksowi tym razem nie tylko głosu, ale i twarzy, i wyszło to znakomicie. To fantastyczny aktor i sprawnie udało mu się tchnąć życie w martwą w środku postać. Szkoda, że Houser i spółka nie są aż tak kreatywnymi pisarzami jak Lake, co widać głównie po monologach bohatera. W poprzednich częściach były bardziej oryginalne, ironiczne oraz subtelniejsze, gdzie tutaj pozostają dużo wulgarniejsze i generyczne. Ogólnie brak humoru jest zauważalny - trójka jest dużo poważniejsza i brutalniejsza oraz zdecydowanie bardziej bombastyczna, co nie zawsze dobrze wychodzi. Wydaje mi się, że całość działałaby dużo lepiej, gdyby skalę akcji trochę stonowano.

Zwłaszcza, że gameplay doskonale broni się bez setek wybuchów. Silnik fizyczny Euphoria sprawdza się tu wyśmienicie - wyraźnie czuć wagę Maksa oraz wysiłek związany z każdym skokiem. Mimo że wprowadzono system osłon, wciąż konieczne jest częste przemieszczanie się oraz dużo celniejsze strzelanie, bo przeciwnicy potrafią być całkiem wymagający, nawet na konsoli. Dzięki świetnym animacjom oraz małym usprawnieniom bullet time'u, jak "druga szansa" gdy jest się blisko śmierci, wyskoki wciąż są straszliwie satysfakcjonujące i wielka szkoda, że zazwyczaj ma się bardzo małą przestrzeń, by je wykorzystać. Więcej swobody mogłoby pozwolić na bardziej widowiskowe starcia, a i ograniczyłoby ciągłe obijanie się o meble.

W ogólności, Rockstar kilka razy się potknął, ale mimo to udanie udało im się kontynuować markę Remedy w swoim, znacznie odmiennym, stylu. To bardzo stylowa gra z fantastycznymi, nieco imitującymi kadry komiksowe, przejściami między scenami oraz fenomenalnym noise rockowym soundtrackiem od Health, który uchwycił istotę serii, a jednocześnie wybił się z jej formy. Polecam, warto się zapoznać, zwłaszcza że to ciekawe character study samego Maksa.

***