

Niestety, bardzo szybko wszystko zaczęło się psuć i zwyczajnie męczyłem się grając. Otwartość świata okazała się być wadą, gdy trafiłem do dwóch kolejnych, niezwykle trudnych w poruszaniu się, dystryktów. Mapa bardzo często nie wskazywała interesujących mnie punktów, przez co kończyłem błądząc między identycznymi alejkami niczym w labiryncie. Wielkim ciosem dla jakości okazały się także dwie, nader często pojawiające się, mechaniki. O ile strzelanie, mimo kompletnej bezpłciowości i strasznie topornego sterowania, pasowało do całości, tak nie mogę znaleźć sensu w walkach z bossami w postaci bardzo słabej bijatyki, to po prostu tu nie pasuje. Dzisiaj Quantic Dream specjalizuje się w mniej lub bardziej udanych grach stawiających na historie, aczkolwiek ta w Omikronie jest zwyczajnie mizerna. Trzon był wałkowany miliony razy i można go rozpracować w mgnieniu oka, wszelcy bohaterowie to jedynie mobilne tablice informacyjne, a dialogi są zupełnie bez wyrazu, niemal mechanicznie napisane. Apogeum miałkości okazał się poziom Tetra Factory, mogący posłużyć za podręcznikowy przykład okropnego level designu.
Mimo wszystko, nie żałuję zagrania w Omikrona. Wstrzymałbym się od nazywanie jej pomyłką, to raczej średniej jakości produkt wyglądający na okaleczone resztki czegoś znacznie większego i bardziej ambitnego. Interesująca lekcja growej historii, ale raczej słaba rozrywka.
Warto jeszcze nadmienić, iż w grze miejsce mają trzy koncerty Davida Bowie, a przy okazji muzyk ten wcielił się w jedną z postaci.