

Dzisiaj wiele się mówi o formule Ubisoftu, ale na początku wieku podobną formułę miał Capcom. Onimusha: Warlords to gra akcji zbudowana na fundamencie pierwszych części Resident Evil. Jednakże w przeciwieństwie do Devil May Cry, który miał podobną ścieżkę, tutaj bardziej trzymano się rodowodu.
Tła są prerenderowane, sterowanie czołgowe, a kąty kamery nienaruszalne. Znajdzie się tu też wiele biegania po różnych pokojach oraz rozwiązywanie prostych zagadek logicznych czy takich z przedmiotami. A także bardzo dużo zabijania demonów przy użyciu szeregu różnorodnych broni i magicznych mocy.
Walka jest mało dynamiczna, pokoje bardzo ciasne, a wrogowie (szczególnie bossowie) biją mocno. Z tego względu należy rozważnie wybierać kolejne ruchy czy zdolności. Sama paleta ataków jest niewielka, ale gra wymusza ciągłe żonglowanie orężem i używanie magii, co skutecznie niweluje ten problem.
Powolność rozgrywki, klaustrofobiczne lokacje oraz residentowy rodowód nadają grze pewnej posępnej, ale i mistycznej atmosfery. Przynajmniej dopóki bardzo dobra ścieżka dźwiękowa Niikagiego nie pokaże pazura z jej podniosłymi i motywującymi dźwiękami, zwłaszcza przy walkach z bossami.
Niestety, ale angielski dubbing jest okropny i polecam od razu jego zmianę na japoński. Brzmi dużo naturalniej oraz lepiej wpasowuje się w tę przerysowaną konwencję gry.