

Silent Hill 3 jest kontynuacją iteratywną, a nie rewolucyjną jak poprzednik. Mimo że przykryty cieniem dwójki, to wciąż przerażający, dojrzały i piekielnie dobry horror, choć dużo bardziej campowy. Wyraźnie da się też odczuć pewne zmęczenie autorów bardzo ograniczającą formułą serii.
Ignoruje fabułę SH2 i wraca do okultyzmu znanego z pierwowzoru. W wielu momentach powtarza jego motywy, zarówno by pokazać przeskok technologiczny, jak i by podkreślić różnice między postaciami. Heather jest dużo pewniejsza siebie niż Harry i niewzruszona niektórymi ogranymi już zagrywkami miasta.
Postawienie na kobiecą bohaterkę pozwoliło na eksplorowanie kobiecego strachu. Niebezpiecznego powrotu do domu, stalkingu i niechcianych prezentów czy śledzenia przez silniejsze fizycznie osoby. Imponujące jak sprawnie udało się przeszczepić ten strach i na mnie, mimo zupełnie innych doświadczeń.
Trudno też uciec od wątków samostanowienia i kontroli własnego ciała. Mimo że były eksplorowane już wcześniej, tu przedstawione są bardziej personalnie, a przez to i mocniej uderzają. Niektóre bardziej campowe postacie czy sceny nie do końca pasują do prezentowanych wątków.
Duża część rozgrywki dzieje się poza granicami Silent Hill, co pozwoliło na świeższe i ciekawsze lokacje. Nigdy wcześniej centrum handlowe nie wywołało u mnie niepokoju, nie wspominając o metrze. Wrażenie robią bardziej abstrakcyjne poziomy Otherworld, jak stojące w ogniu czy zalane krwią pokoje.
Otherwold zostawia ponurą wilgoć SH2 i wraca do czerwieni, rdzy oraz industrialnych maszyn. Ukazuje ból i traumę w makabryczny, ale i interesujący wizualnie sposób, często przyprawiając mnie o dreszcze. Wiele pozornie zwyczajnych momentów tutaj wbija się w pamięć i zostawia niepokój na długo.