13 października 2021
STALKER: Clear Sky (PC)

O ile Shadow of Chernobyl był nieoszlifowanym diamentem, tak Clear Sky wydaję się być dodatkiem wypuszczonym w fazie beta. Pełno tu kompletnie niezrozumiałych i absurdalnych decyzji, które, wraz z jeszcze większą liczbą błędów, sprawiają, że wiele magii oryginału ulatuje.

Niesławny początek tej odsłony to mikrokosmos jej problemów. Bardzo szybko wrzuca w wir strzelanin, które nie były najlepszym elementem oryginału i daje do dyspozycji jedynie podstawową, mało skuteczną broń. Do tego wymaga przemierzania całkiem dużych odległości, by wykonać każdy quest. Na samym zaś końcu najbardziej oczywista ścieżka progresu wyrzuca grającego pod niemal nieprzekraczalny ogień CKM-u, wskazując na brak wystarczających testów.

Historia odbywa się na tej samej mapie, dodając raptem jedną frakcję oraz garść nowych, niewielkich lokacji. Mimo bycia prequelem, fabularnie przypomina skróconą i pozbawioną wielu ciekawych wydarzeń kampanię poprzednika. Tylko pozbawioną świeżości oraz z dużo większym naciskiem na strzelaniny. Trudniej przez to chłonąc atmosferę sowieckiej depresji, gdy zna się każdy kąt, a eksploracja ogranicza się do poznania aktualnego rozkładu frakcji. Niemniej, to wciąż ten sam świat, który dynamicznie potrafi stworzyć niezapomniane chwile. Starcie z bandytami w środku nocy w opuszczonej fabryce, gdzie jedynym źródłem światła pozostają błyski wystrzałów wroga albo błyskawice, zostanie ze mną na dłużej.

Niestety, ten nacisk na akcje jest tym samym źródłem frustracji, szczególnie pod sam koniec, gdzie niekończące się korytarze wrogów zwyczajnie męczą. Szczególnie, że survivalowy nacisk nie sprzyja tak długim wymianom ognia, a przeciwnicy potrafią zasypać mnóstwem szybko detonujących granatów. Nie pomaga również większa liczba oskryptowanych i notorycznie psujących się wydarzeń, które tylko uwypuklają nie najlepszy stan techniczny całości.

Przebijanie się przez ściany ognia boli tym bardziej, że nie ma łatwego sposobu uzupełnienia zapasów przez dziwaczne zmiany w ekonomii. Wiele przedmiotów pierwszej potrzeby, jak bandaże, nie tylko stało się horrendalnie drogie, ale wymagają wielokrotnego użycia, by zatamować krwawienie. Nie tak łatwo też napełnić kieszenie, jako że artefakty są znacznie rzadsze i trudniejsze do zdobycia. Samo w sobie dodaje to dużo więcej atmosfery i jest bardziej angażujące. Zamiast walać się pod nogami, zazwyczaj występują one pośród wielu niebezpiecznych anomalii, których należy unikać znacząc teren śrubami oraz posiłkując się wykrywaczem. Negatywne efekty Zony mają teraz więcej wyraźnych i różnorodnych efektów, od radioaktywności, przez ciepło i na psi emisjach kończąc. Należy też uważać na niebezpieczne Emisje Zony. Śmiercionośne wyładowania, które mogą złapać nieprzygotowanych w każdej chwili i wyglądają iście apokaliptycznie, barwiąc niebo na czerwono i drżąc ziemią.

Ograniczenie liczby artefaktów prawdopodobnie miało zachęcić do zabawy w Faction Wars. Poszczególne frakcje mają swoje nemezis, a gracz, jako najemnik, może wykonywać prace dla jednej lub obu stron i zarabiać w ten sposób gotówkę. Niestety, jest to komponent mocno zepsuty, przez co trudno jest się w niego angażować. Odbijanie baz często skutkuje nieskończonym czekaniem na posiłki, a dopiero co zdobyta twierdza może paść raptem kilka minut po jej opuszczeniu. Poszczególne strony często proszą o pomoc, gdy są atakowane, ale najczęściej są zbyt daleko, aby reagowanie miało sens. Szczególnie, że za chwilę ponownie biją na alarm. Praca dla frakcji oferuje unikalne drogi rozwoju ekwipunku, ale koszmarny stan techniczny oraz ograniczenia systemu zależności między stronami sprawiły, że szybko zrezygnowałem z zabawy w wojnę.

Przemierzając Zonę wciąż czuć ducha poprzednika. Nadal można zachwycić się jesiennymi widokami zrujnowanej potęgi radzieckiej i nadal można docenić odległy głos gitarowej melodii granej przy ognisku. Niemniej, zmiany w Clear Sky są na tyle drobne i na tyle zepsute, że zdecydowanie nie usprawiedliwiają zupełnie nowej odsłony i jednocześnie psują odbiór całej serii. Zamiast nieoszlifowanego diamentu dostałem pęknięta cyrkonię.

***