
Głównym problemem jest rozmiar gry. Dwa razy większa niż poprzednik i niektóre sekwencje możnaby wyciąć, na czym tytuł by tylko zyskał. Tempo na początku wydaje się być problemem, bo w drugiej połowie dzieje się dużo więcej, ale historia ostatecznie to sensownie uzasadnia.

Lokacje są bardziej otwarte, a eksploracja i zagadki bardziej naturalne. Wejście do sklepu oznacza wybicie szyby, a fizyka liny zachwyca i pozwala niezwykle intuicyjnie rozwiązywać proste zagadki. Z kolei czołganie się otwiera nowe możliwości zarówno skradania jak i walki.
To bardzo brutalna, naturalistyczna i emocjonująca gra. Większość starć wyraźnie podnosiła mi puls. Ellie gwałtownie reaguje na otrzymane obrażenia, przeciwnicy wykrzykują imiona zmarłych towarzyszy, a uderzenia łomem robią z twarzy miazgę.
Starcia faktycznie wyglądają jak survival. Ciągle musiałem adaptować taktykę, korzystać z czego popadnie, bo amunicji jest mało i craftować przedmioty w ciągu kilku chwil odpoczynku. Podobało mi się to na tyle, że spędziłem też trochę czasu w rogalikowym trybie No Return.
Gra wygląda fenomenalnie. Nie mówię tylko o bardzo realistycznym przedstawieniu zarówno postaci jak i środowiska, ale też o stronie artystycznej. Niebieskie światło wśród gęstej roślinności na długo zapadnie mi w pamięć, podobnie jak rozświetlane tylko racami metro.
Zdecydowanie warto zainteresować się edycją Remastered. Oprócz wcześniej wspomnianego trybu No Return oraz kilku usprawnień graficznych ma wiele zakulisowych dodatków: komentarz developerski, grafiki koncepcyjne, modele postaci czy nawet grywalne niedokończone poziomy.