
Ależ niesamowicie oryginalna gra! Miasto, którego obywatelstwo okupione jest rokiem życia, wykorzystywanym do tworzenia tutejszych strażników; uczona towarzyszka podróżująca ze swoimi "siostrami", będącymi w istocie jej odbiciami z innych wymiarów; wyszukiwanie coraz wymyślniejszych sposobów na popełnienie samobójstwa, aby móc przemierzać meandry własnego umysłu - a to tylko wierzchołek góry lodowej science fantasy Dziewiątego Świata, w pełni oddanego urzeczywistnianiu idei trzeciego prawa Clarke'a.

Historia, podobnie do pierwszego Tormenta, eksploruje znaczenie jednego filozoficznego pytania - ile warte jest jedno życie? - subtelnie podporządkowując temu zadaniu wszystkie wątki. Oferuje przy tym imponującą wolność wyboru, owocującą nie tylko w różnorodne podejścia do wykonania misji, ale także zupełnie inne interpretacje wydarzeń, zwłaszcza w późniejszych etapach. Wykorzystuje przy tym system Nurtów, które, zamiast używać nieco wyświechtanych już odcieni szarości, w pełni akceptują feerię barw ludzkiej psychiki, zamykając ją w formie pięciu egzystujących obok siebie kolorów. Czerwony reprezentuje emocje, pasję i zmianę, gdzie srebrny odpowiada za prestiż, władzę i sławę. To znacznie dojrzalsze i lepiej przemyślane podejście pozwalające na budowanie bardziej złożonych postaci, a do tego ściśle związane z historią.
Nazwa Torment nie wzięła się tu znikąd, manifestując się zarówno w ogólnych założeniach projektowych, jak i w filarach podtrzymujących legendę tej pozycji. Znacznie uwspółcześniona mechanicznie, co świetnie widać choćby w pojedynkach (które można rozwiązać również poprzez rozmowę w czasie walki!), inkarnacja legendarnej marki. Nawet jeśli ma pewne problemy z tempem historii, czy rzucającą się gdzieniegdzie budżetowością. Świetna produkcja.