
XCOM: Enemy Unknown sprawdza się fantastycznie jako połączenie turowej gry taktycznej z zarządzaniem organizacją. Taka mieszanka jest niezwykle angażująca i emocjonująca, zwłaszcza w trybie Ironman, wymagającym akceptowania błędów oraz porażek, a tym samym i ostrożnego podejścia.

Mimo że garściami czerpie z kiczowatych filmów sci-fi klasy B, inwazja jest przedstawiona jako poważne zagrożenie, gdzie Obcy wyraźnie górują nad ludzkością. W oddaniu powagi sytuacji mocno pomaga paramilitarna otoczka całości, wraz z odpowiednim językiem czy podejściem do badań.
Zaskakująco różnorodne klasy jednostek pozwalają na ogromną liczbę możliwych taktyk, ale na wyższych poziomach trudności trzeba być bardzo ostrożnym. Stracenie najlepszego żołnierza w ciągu jednej tury nie jest niczym niezwykłym, zwłaszcza że bardzo łatwo zostać nagle osaczonym.
Strata żołnierzy boli nie tylko ze względów samej rozgrywki, ale też przez przywiązanie do nich. Dodano tu wiele detali ich uczłowieczających, jak choćby zdobywane pseudonimy czy widok ze środka samolotu podczas drogi na misję. Szkoda, że brakuje im jeszcze własnej osobowości.